wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział III „Jeżeli obudzisz się w nieznanym świecie, rozpostrzyj swe skrzydła i w górę się wznieś"

Ciepło, lodowato, niewyobrażalny gorąc, zimno. Ból we wszystkich mięśniach ciała, nudności. Coś twardego. Słońce.
Jasnowłosy mężczyzna przypatrywał się półprzytomnej dziewczynie. Ubrana była w szare legginsy i zwykłą czarną bluzę. Niecałe pięć metrów od niej wylądował łuk, a w dłoniach na których widniały krwawiące szramy ściskała białą ramkę ze zdjęciem.
Mężczyzna prychnął pod nosem, kompletnie jej nie przygotowali.
Czekał dziesięć minut aż dojdzie do siebie w końcu otworzyła oczy i mozolnym ruchem odgarnęła włosy z twarzy. Mężczyzna przyglądnął się jej uważnie, nie było mowy o pomyłce – Agrian, z wyjątkiem cery, oczu i włosów wyglądała prawie jak on. Ciekawe czy jest tak samo silna.. To, że przetrwała teleportacje i nie zniknęła w pustej przestrzeni lub nie rozszarpało jej na kilka mniejszych części o niczym nie świadczyło, miała to częściowo w genach, poza tym Christian był zdolnym czarownikiem i wiedział jak zaprojektować bezpieczną teleportacje. W sumie mężczyzna powinien jej się teraz pokłonić lub oddać szacunek należący się księżniczce, jednakże jego te zasady dawno już nie obowiązywały, a dziewczyna kompletnie nie zdawała sobie sprawy jakie znaczenie będzie miała dla całego ludu Agralu. Uśmiechnął się pod nosem, będzie ciekawie.
Zamrugała kilka razy. Mdłości i zawroty głowy powoli ustępowały. Z wielkim ociągnięciem spowodowanym bólem całego ciała podniosła się do pozycji siedzącej. To co uznała przed chwilą za słońce było dające światło i ciepło ognisko. Po drugiej stronie siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jasnobrązowe włosy okalały zmęczoną, naznaczoną przeżyciami twarz z kilkudniowym zarostem. Mężczyzna nie wyglądał jednak staro, miał góra czterdzieści lat. Ubrania które zdobiły jego sylwetkę były całe ze skóry, ciemnobrązowe skórzane spodnie i czarna peleryna, podobna do tej jaką dziewczyna widziała u tropicieli jednak o wiele bardziej zniszczona i bez żadnych zdobień. Wyjątek stanowiła cienka bawełniana koszula.
Anya syknęła z bólu coś mocno zapiekło ją na plecach, jakby ktoś ciął tępym zardzewiałym narzędziem jej skórę. To przywróciło ją do przytomności i zaczęła sobie przypominać minione zdarzenia. Popatrzyła z przestrachem na nieznajomego, nie zaatakował jej jeszcze to chyba dobry znak
 - Witaj. Jestem Gerland twój ojciec chrzestny
 - Ojciec chrzestny? – zdziwiła się, dopiero co się pojawiła a ten wyskakuje z taką informacją, na dzisiaj to już na prawdę było zbyt wiele – No cóż dobrze wiedzieć
 - Nie powiedzieli ci?
 - Nie mieli czasu, przekazali tylko to co najważniejsze, reszty mam się dowiedzieć od ciebie, zaatakowali nas
 - Wiem
 - Skąd?
 - Widziałem. Jestem lita – oświadczył jakby była to zwyczajna monotonna rzecz, typu jestem człowiekiem. Tymczasem ciemnowłosa nie wiedziała nawet co to znaczy
 - Kim?
 - Osobą, która potrafi widzieć przyszłość i teraźniejszość. Taką wybrałem ścieżkę maga. Widziałem, co się działo od momentu, kiedy ich spotkałaś. Dlatego za bardzo nie masz pojęcia o tym świecie. Znasz tylko powód dla którego się tu dostałaś. A ja mam być kimś w rodzaju twojego nauczyciela.
Rzeczywiście, miał rację jeszcze dzisiaj rano myślała, że jest zwykłym człowiekiem, a tymczasem okazało się, że jest magiem. Magiem? Nie miała bladego pojęcia o magii, dotychczas była przekonana, że cały ten fikcyjny świat istnieje tylko w baśniach.
 - Skoro potrafisz widzieć wszystko, to powiedz co z Eve i Chrisem. Proszę
 - Nie wyjawię ci szczegółów jednak nie masz się o co martwić, mają się dobrze
Dziewczyna odetchnęła z ulga, chociaż tyle, cały czas zadręczała się poczuciem winy że to przez nią mieli kłopoty.
   - Mogę cię o coś spytać? – nie uzyskała odpowiedzi, więc kontynuowała – Jak możesz być moim ojcem chrzestnym skoro ja urodziłam się 18 lat temu a z tego, co wiem ukrywasz się już od dwudziestu siedmiu lat, jak mogłeś mnie znać lub w ogóle dowiedzieć się o moich narodzinach?
Mężczyzna prychnął pod nosem
 - Myślisz, że Lucy rodziła cię ot tak na terenie zamku w pobliżu Fire i Reinara? Nie sądzę. Urodziłaś się tutaj –wskazał na drewniany domek, w którym paliło się światło. Dziewczyna poczuła dziwne ukłucie w sercu. Nie wiedziała nic o swoich narodzinach, mamie którą kochała mimo, iż nie zdążyła jej poznać jednak wiedziała, że była wspaniałą kobietą, oddała za nią życie.
Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało. No tak na dworze było poniżej zera, z nocnego nieba spadały płatki śniegu, a ona nie miała na sobie żadnego cieplejszego okrycia.
Gerland uśmiechnął się pod nosem, czekał jeszcze kilka minut aż dziewczyna przyzna, że jest jej zimno jednak ta tylko wpatrywała się tęsknie w drewnianą budowle i zaciskała posiniałe z zimna wargi. Ugasił czarem ognisko po czym zaprosił ją do środka.
Anya rozglądała się uważnie dookoła po drewnianej chatce. W środku było przytulnie, za przytulnie biorąc pod uwagę to, że domek zamieszkiwał mężczyzna. Była raz z Mają i Adamem na bacówce w górach, domek trochę ją przypominał z wyjątkiem tego, że był większy. W kominku palił się ogień, a na drewnianych półkach były poustawiane ciężkie mosiężne książki naznaczone upływem czasu. Chciała podejść i wziąć jedną, ale z drugiej strony zna się z Gerlandem dopiero od niecałej godziny, nie będzie taka wścibska. Udała się do kuchni, gdzie był wujek. Podgrzewał coś w glinianych zdobionych najróżniejszymi wzorami kubkach. Nie było żadnej kuchenki, piekarnika czy choćby czajnika. Przykładał rękę do kubka i szeptał coś pod nosem. Gdy skończył podał Anyi naczynie.
 - Co to? – spytała zdziwiona. Substancja wyglądała jak miód, z tym, że miała bardziej złocistą barwę i była mniej gęsta. Dokładnie tak Anyia wyobrażała sobie boski nektar
 - Spróbuj to się przekonasz – odpowiedział blondyn
Dziewczyna ostrożnie upiła mały łyk.
 - Przypomina mi trochę miód, ale jest o niebo lepsze – uśmiechnęła się od ucha do ucha – To jest najpyszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek piłam.
 - W istocie, jest to miód, ale pochodzący z Agralu, z drzew nazywanych miodownikami ich kwiaty lub kora gromadzą to w czystej postaci wystarczy wycisnąć. Spożywanie tego jest tutaj na porządku dziennym – lekko się uśmiechnął. Nie sądził, że taka mała rzecz może sprawić jej radość. Nie chciał tego przyznać, ale cieszył się. Lubił samotność, jednak każdy człowiek potrzebuje czasem kontaktu z innymi ludźmi. Od czterech lat był zupełnie sam, a teraz pojawiła się Anyia i choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał poczuł się nieco lepiej.


Patrząc na zdjęcie rodziców Anyia zastanawiała się nad wszystkim co dzisiaj przeżyła. Nad tym czego dowiedziała się o rodzicach, nad tym co powiedział jej Gerland. Jej rodzice poświęcili się dla niej, jej mama była przecież tylko zwykłym człowiekiem, a dla jej dobra mieszkała przez pewien czas w Arysji, urodziła ją tutaj. Skoro tak nie zmarnuje tego. Była kompletnie zagubiona, jednak paliła się w niej malutka iskierka radości. Żałowała tylko, że nie zdążyła się w żaden sposób skontaktować z przyjaciółmi. Na prawdę była z nimi związana, chciałaby opowiedzieć wszystko Maji i Adamowi. Co oni teraz robili? Czy już się dowiedzieli o jej zniknięciu? Jak to wszystko wytłumaczy Eve? Była pewna, że przyjaciółka nie da sobie wcisnąć byle jakich kitów. Odkładając zdjęcie zdmuchnęła świeczkę, która była jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Zapanowała ciemność. Dziewczyna zamknęła oczy próbując zasnąć  mimo, że wiedziała, iż dzisiejszej nocy nie zmruży oczu. Trudno będzie jej się odciąć od dawnego życia. Była sama w tym nowym świecie, a za oknem padał  bezlitosny śnieg.
                          ________________________________________________________

Oj. No jedyne co mam do powiedzenia to wielkie przepraszam. Nie dość, że spóźniłam się z rozdziałem to jeszcze jest on do bani, po prostu. Marne usprawiedliwienie to takie, że jestem okropnie chora i mam w ch*j nauki, bo inaczej nie da się powiedzieć, codziennie sprawdziany i kartkówki. Myślę, że chociaż trochę zrozumiecie <3 Ale nic rozdział jest, pomysł mam na następny, a później nie mam pomarańczowego pojęcia co się wydarzy. NIC nie jest zaplanowane, pozostaje tylko zaufać własnej wyobraźni^^
A teraz jeszcze skoki narciarskie :* <3 i moja wena kieruje się na romansidła ze skoczkami a nie to opowiadanie, jednak się postaram :p
Także ten rozdział może pozostać gdzieś w niepamięci O-O
Do następnego

xoxo :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz