niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział VI "Tylko miłość jest w stanie roztopić lód"

 !!! Pod rozdziałem napisałam wyjaśnienia słów !!!      Miłego czytania :)
                                                       
           
Gerland złapał dziewczynę nim ta zdążyła upaść. Rzadko coś go przeraża, tym razem jednak był kompletnie wystraszony. Anya właśnie posłużyła się magią lodu. W dziejach Arysji było kilku śmiałków obdarzonych tą mocą, żaden nie przekroczył trzydziestego roku życia. Moc Iss* była cholernie niebezpieczna i nieznana. Wykraczała poza cztery naturalne żywioły. Mężczyzna miał mętlik w głowie, spodziewał się wszystkiego, przecież Anya była zapisana w księgach od lat. Nie było żadnej jasnej przepowiedni, jednak uczeni, bibliotekarze w prastarych księgach czytali o dziewczynie, która ogromnie wpłynie na przyszłość Arysji. Niekoniecznie musiała być to Anya, ale nie oszukujmy się, większość Horańczyków już dawno złożyła nadzieję w księżniczce. Liczyli, że zasiądzie na tronie. Gerland nie był wyjątkiem, jednak po tym co przed chwilą widział niechybnie zaczął wierzyć w wyrocznie książki.
 Podjął decyzje, tylko przewidująca mogła mu pomóc.
 Wziął ciemnowłosą na ręce i mocno trzymając teleportował się przed małą chatkę na obrzeżach Hory Zachodniej.
 Bez problemu otworzył okropnie skrzypiące drzwi. Natychmiast po przekroczeniu progu uderzył go zapach kadzideł, świec, suszonych kwiatów i tym podobnych. Jak się spodziewał kobiety nie było w zasięgu wzroku. Ostrożnie ułożył dziewczynę na leżących nieopodal bordowych poduszkach, a sam usiadł na podłodze. Kąciki jego warg lekko zadrgały na wspomnienie wcześniejszych wizyt w domu kapłanki, nie raz czekał pół godziny nim ta łaskawie powitała swojego przybysza. Kapłanki są znane ze swojej „inności” jednak Kalia była wyjątkowo specyficzna. Dzisiaj nie mógł czekać, Anya była wciąż nieprzytomna, a w dodatku zmarznięta, mimo duchoty panującej w pomieszczeniu. Iss już działała przeciwko niej.
 Kalia musiała wyczuć powagę sytuacji ponieważ nie minęła chwila a ta znalazła się w pomieszczeniu przykrywając Anye kocami.
 - Witaj Kalio – Gerland był jedną z nielicznych osób, które zwracały się do przewidującej po imieniu
 - Namahaat* Gerland – jej niski głos rozniósł się cicho po chatce – Wiem co się zdarzyło. Przyszedłeś tu po pomoc, jednak nie wiem jak skorzystasz z moich rad. Pamiętaj, że wybór należy do dziewczyny
 - Wybór ?
 - Obudziła moc lodu. Jej ojciec spędził nad tym wiele czasu. Agrian był lekkomyślny jednak nie głupi. Nim zginął udało mu się odwikłać Iss. Możliwe, że przebudził w sobie nieznaną cząstkę, którą przekazał córce.
 - Od miesiąca poszukiwała swojej drogi. Szybko się uczy. Co to oznacza?  Nie można uśpić tej mocy? – Gerland się denerwował. Iss było niebezpieczne dla użytkownika, moc brała górę nad magiem.
 - Kaapal* - postukała palcem w czoło. Uśpić? Jesteśmy magami, czerpiemy siłę kradnąc naturze. Elfy mają wrodzony dar, żywioł wybiera komu może się poddać. Iss jest wyjątkiem u magów, to moc wybiera, nie ważne pochodzenie, wystarczy władać wodą. Dziewczyna otrzymała dar. Skoro tak, znaczy, że sobie poradzi, los nie wybrałby jej bez powodu.
 - A poprzednicy? Każdy zginął, głownie przez Iss.
 - Tamci byli głupcami. Dziewczyna ma siłę, wyczuwam to. Najważniejsze jest serce. Wcześniejsi udławili się próżnością dlatego nie przeżyli. Ona ma miłość. Tylko tak roztopi lód
Gerland rzadko widywał Kalie tak bardzo przejętą czyjąś sprawą. Bez słowa podeszła do ciemnowłosej i położyła jej rękę na czole. Dziewczynom zaczęło wstrząsać, a na skórze wystąpił zimy pot. Kapłanka szeptała coś w swoim języku.
 - Ścieżka jaką obierze będzie jedną z artystycznych z tą różnicą, że jej czary będą mieszały się na przemian. Nadal może używać wody, a ty będziesz jej mentorem. Jednak w przypadku czarów Iss sama musi dojść do zaklęć, ty możesz jej jedynie asystować

Nim przewidująca skończyła mówić dziewczyna otwarła szeroko oczy.

                                               _____________________________________
*Iss - lód
* Namahaat - witaj, dzień dobry, miło cię widzieć
* Kaapal - głupek
! Dodałam zakładkę obserwowani, także ten jakby ktoś chciał.. :) !
Muzyka, która dała wielkie natchnienie do tego rozdziału : Tuomas Holopainen - A lifetime of adventure    A konkretnie początek, kiedy skrzypi ta skrzynia <3 :D
Mhm i teraz pytanie. Czy mam dawać tłumaczenie ewentualnych słów pod rozdziałem, czy bezpośrednio w tekście w nawiasie ? :p Dajcie znać.
Skromnie uważam, że to najlepszy rozdział w tej historii, nie wiem jak wy. W końcu czytelnik bardziej widzi. Dostałam takiej weny,że napisałam wszystko za jednym razem ^^ Troszkę krótki, ale chciałam po prostu zakończyć taak fajnie? no chyba tak ;)

xoxo :*   Do następnego.
           

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział V "Ni­komu nie wol­no drżeć przed niez­na­nym, gdyż każdy jest w sta­nie zdo­być to, cze­go prag­nie i to, cze­go mu potrzeba"

- Zabije, zabije, zabije! Nie żyjesz Gerland, nie obchodzi mnie czy jesteś moim wujkiem, ojcem chrzestnym, kimkolwiek. To nie upoważnia cię do znęcania się nad biedną dziewczyną. Rozumiesz?! – krzyczała Anya. Jej włosy były posklejane od potu, na twarzy widniał rumieniec spowodowany wysiłkiem  a w płucach paliło ją od ilości pokonanych kilometrów
Wspomniany Gerland uśmiechnął się złośliwie:
 - Już się ciebie boje!

Dziewczyna zatrzymała się i zsunęła do pozycji siedzącej, opierając się o korę drzewa. Nogi miała jak z waty a w uszach jej szumiało. Trzy miesiące temu Gerland przyprowadził ją na polanę informując, że będzie to jej plac treningowy, ucieszyła się. Jednak na razie wyćwiczona była bardziej fizycznie niż magicznie. Wujek powiedział, że studiować nad magią mogą razem do pewnego etapu, później sama odnajdzie swój styl, swoją drogę, on jej tego nie nauczy. Jednak od zakończenia podstawowego treningu minął miesiąc, a ona kompletnie nie odnalazła w sobie powołania maga - zdolności dzięki którym obierze ścieżkę maga. Gerland był lita- widzącym, osobą która widzi przeszłość i teraźniejszość w innym miejscu, takim sposobem obserwował ją od jakiegoś czasu na Ziemi. Wiadomo było, że Anya obierze ścieżkę związaną z artyzmem, czuła to, jednak nie miała zielonego pojęcia co to będzie.
W Agralu można było obrać cztery główne zdolności, które dzieliły się na poszczególne ścieżki:

Magowie Artystyczni
* Ścieżka tańca                  
*Ścieżka śpiewu                 
*Ścieżka muzyki 
 Magowie Umysłu        
*Ścieżka widzących        
*Ścieżka przewidujących
Magowie Uzdrowiciele
*Ścieżka chemii
*Ścieżka medycyny
Magowie Siłowi
*Ścieżka władania bronią ciężką, białą
*Ścieżka władania bronią miotającą i na dystans

Mężczyzna podszedł do Anyi:
 - Poprawiłaś się o 5 minut od ostatniego czasu, robisz ogromne postępy – uśmiechnął się szczerze podając dziewczynie rękę. Chętnie skorzystała z pomocy, by następnie obrócić się i zwinnie wyjąć blondynowi sztylet zza pasa
 - No! Coś się starzejesz wujku
 - To było nie fair! – krzyknął. Cieszył się jednak, że dziewczyna po trzech miesiącach treningu zdołała wyciągnąć ostrze, nie dawał jej żadnych forów.
W tobie nadzieja przyszła królowo Agralu – szepnął niedosłyszalnie wpatrując się w idącą nieopodal dziewczynę. Nie miała pojęcia ile ludzi o niej wie, w Horze gadają. Nikt nie domyśla się, że księżniczka znajduje się w Arysji, w wątpliwość popada jej życie, ale są tacy którzy kurczowo trzymają się nadziei, że powróci i zmieni królestwo na lepsze. Gerland wzdrygnął się na myśl co by było gdyby przeciwnicy Fire dowiedzieli się o obecności Anyi na obrzeżach Agralu. Rozpętałaby się wojna, a jeszcze nie czas, dziewczyna nie jest przygotowana, sama zdecyduje o walce. Czy będzie w stanie zawalczyć o swoich poddanych, ojczyznę? Choć Anyia nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji Gerland wiedział, że obudzi się w niej miłość do poddanych.

Zima trwająca w Agralu ¾ roku przeminęła i na drzewach zaczęły pojawiać się różnego rodzaju, nieznane dotąd Anyi owoce oraz kwiaty, niedługo mieli z Gerlandem zbierać miodowniki, cieszyła się jak małe dziecko. Rozkoszując się pięknymi widokami nagle coś poczuła. Uchyliła się w ostatniej chwili przed ostrzem kierowanym w jej stronę za pomocą magii Gerlanda
 - Musisz nauczyć używać się tarczy,  wiem że ci nie wychodzi, ale to jedna z podstaw obrony, dobrze wiesz, że magia działa dwa razy szybciej niż uchylenie się lub zwykła próba obrony bronią.
Jasnowłosy dał jej kilka sekund nim zaczął atakować. Skupiła moc w dłoniach nakładając je na siebie i trzymając mocno przed sobą. Pojawiła się mała wodna poświata, ale to wszystko. Przeklęła sfrustrowana. Nie wiedziała co ją blokuje, to iż wie, że Gerland nie jest jej wrogiem? Wie, że nie posyła tych ostrzy ze śmiertelną siłą? Czy, że kontroluje je magią i w każdej chwili może je zawrócić? Nie miała pojęcia. Kilka razy została zraniona przez niego, nie obchodził się z nią delikatnie, nie był takim typem człowieka. Trenował ją na silnego maga, nie mógł traktować jej jak drogocenną porcelanę. Atakował, nie przestawał, miała kilka mocniejszych draśnięć na ciele z których leciała krew, ale to nic. Czuła, że musi jej się dzisiaj udać. Zamknęła oczy. Skupiła moc w dłoniach, pomyślała o Eve i Christianie, nie zawiedzie ich, wierzą w nią. Wyobraziła sobie Gerlanda jako jednego z tropicieli. Nie poddam Się. Wyciągnęła rękę przed siebie, dłoń ułożyła przodem do nadlatującego ostrza, drugą zatoczyła krąg wokół i położyła w poprzek na pierwszej dłoni. Nie w taki sposób uczył ją blondyn, ale to nie miało znaczenia, czuła to. Ostrze głośno odbiło się od tarczy i spadło na podłogę. Dziewczyna otworzyła oczy. Stworzyła tarczę, udało jej się. Był jednak mały problem, nie była ona z wody.
Anya wyczarowała tarczę z lodu.
Niedowierzanie i strach wypisany na twarzy Gerlanda było ostatnim co Anya zdążyła zarejestrować nim ogarnęła ją ciemność.
                                             
                               ___________________________________________
Rozdział jest,  18 dni później. Podoba się ? Przepraszam.Wkuwanie, w końcu niedługo półrocze, jeszcze teraz święta i kilka spraw, no i problemy z internetem. :/ Ale jestem! Co do życzeń świątecznych, po świętach... Także mam nadzieję, że te święta były udane, w rodzinnej atmosferze i z Panem Bogiem :) Jedyne czego mogę wam życzyć to udanego, ale bezpiecznego sylwestra i 100 razy lepszego nowego roku. :)
Cytat - Paulo Coelho

xoxo ;*

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział IV „Kiedy życie wręcza ci cytrynę upiecz ciasto cytrynowe”

Obudziły ją wpadające do pomieszczenia promienie słońca. Z westchnieniem wstała i otwarła okno, zdziwiła się widząc słońce wysoko na horyzoncie, zwykle wstawała o świcie. No tak, w nocy prawie w ogóle nie spała, co chwila budziła się lub miała koszmary. Śniła jej się Eve z Christianem lub jej rodzice. Poszła wziąć prysznic do wskazanej wczoraj przez Gerlanda łazienki. Wciąż myślała o tym gdzie się znajdowała i jakim cudem w ogóle do tego doszło. Nie ukrywajmy, nie każda nastolatka dowiaduje się, że jest magiem, cokolwiek to znaczy, że jej ojciec był wygnany i chciał go pojmać cały kraj. Ponadto jest księżniczką i tego typu… Doprawdy ciekawa przeszłość, a raczej pokrewieństwo. Wyszła spod prysznica otulając się miękkim ręcznikiem. Nie wiedziała czego się tu spodziewać, jak na razie było całkiem normalnie. Na podłodze leżały ubrania, nie jej ale w podobnym rozmiarze. Miała tylko nadzieje, że będzie tu coś w rodzaju butiku. No tak nie ma pieniędzy. Boże, pozostawało mieć nadzieję, że Gerland jakoś jej pomoże, doprawdy nie ma to jak całkowicie na kimś polegać, cholera źle się z tym czuła. Ubrała się i przyjrzała swojemu odbiciu w lustrze. Nie było tak źle, czarne skórzane spodnie zdobiły nogi dziewczyny a tułów oraz ramiona przykrywała biała bawełniana bluzka po bokach wiązana rzemykami. Rozczesała mokre włosy leżącą na półce szczotką. Przez cały czas, od wczoraj wydawało jej się, że jest w mieszkaniu u kobiety, nie mężczyzny. Wszystko było starannie ułożone, przygotowane. Oczywistym było, że Gerland jej się spodziewał, ale nie wyglądał na człowieka, który specjalnie na jej przybycie fatygowałby się żeby na przykład kupić szczotkę czy choćby ubrania. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos położonych na blat książek. To wujek dał znać o swojej obecności.
- Zaczynamy naukę – uśmiechnął się cwaniacko
Spojrzała na stare, grube i poniszczone tomiszcza. Ogarnęła ją ekscytacja, uwielbiała się uczyć, poznawać nowe rzeczy, ale bez przesady wszystko ma swoje granice
 - Chyba nie myślisz, że przeczytam te książki? – spytała
 - Nie od deski do deski, ale owszem będziemy z nich korzystać podczas twojej nauki. Jesteś magiem wodnym, posługujesz się tym żywiołem tak jak ja, twój ojciec i były król Agralu – Reinar. Ogólnie ród królewski jest podzielony na cztery gałęzie : dwie najsłabsze, które nie mają większego znaczenia to rody władający powietrzem i ziemią, nie są oni brani pod uwagę jako następcy tronu. Dwie najsilniejsze gałęzie władają wodą i ogniem. Więcej powiedzą ci książki. Jednak  bez względu na to jaką moc posiadasz musisz umieć nad nią panować – zmarszczył brwi, dla okazania powagi swych słów – No to zaczynamy trening
Niespodziewanie wziął dziewczynę za rękę, wyszeptał kilka słów i nagle oboje znaleźli się na polanie. Anya upadła na kolana, trzymając się za głowę, ugh teleportowała się dopiero dwa razy a już wiedziała, że tego nienawidzi. Powoli wstała, otrzepując kolana ze śniegu. Znajdowali się na polanie, gdzieniegdzie rosły drzewa, a na wprost ciemnowłosej widniały majestatyczne góry, od zachodu przyozdobione blaskiem słońca.
 - Pięknie – wyszeptała
 - Od dzisiaj to twój plac treningowy – uśmiechnął się brązowowłosy
                                                                     ***
Północny Agral, Zamek Królewski

Ciemnym, oświetlanym tylko małymi ognikami korytarzem przemieszczał się zakapturzony mężczyzna. Ogromne wrota znajdujące się przed nim zostały otwarte ukazując wielką, zimną salę. Sufit był zawieszony na wysokości około ośmiu metrów. Gdzieniegdzie unosiły się białe ogniki wypełniając pomieszczenie jasnym światłem. Na wprost od majestatycznych drzwi widniał tron na którym spoczywała rudowłosa kobieta o alabastrowej cerze. Wyraz jej twarzy był niezmącony, obojętny. Obok kobiety stali nieruchomo dwaj strażnicy cali ubrani w czerń. Przybysz natychmiast zdjął kaptur spoczywający na jego głowie, ruszył w kierunku królowej by następnie przyklęknąć na jedno kolano przed obliczem władczyni Agralu
 - Nie przynosisz dobrych wieści… Dlaczego? – jej głęboki głos rozniósł się po sali
 - Pani. Byliśmy tak blisko, uciekła nam
 - Chcesz powiedzieć, że umie posługiwać się magią?- jad w jej głosie był niemal namacalny
 - Nie wiadomo. Napotkaliśmy na dwóch bardzo silnych magów, Gorta i Rogern, jak już zapewne wiesz nie żyją
 - Oczywistym jest, że zabiliście magów
 - Nie, najwspanialsza. Oni też nam uciekli – mężczyzna schylił głowę do granic swoich możliwości, królowej nigdy nie patrzy się w oczy, a tym bardziej gdy jest niezadowolona.
Królowa powoli podeszła do maga i przycisnęła palec z ogromnym paznokciem do jego skroni, mężczyzna natychmiast ukazał jej wspomnienia z kilku ostatnich godzin, które zostały ukazane w ogniu palącym się w kominku, nieopodal tronu królowej, tylko ta dwójka widziała te obrazy.  Na twarzy władczyni dało się widzieć zaciekawienie pomieszane z ekscytacją i przerażeniem, zburzyło to na kilka sekund maskę niezadowolenia królowej
 - Ty głupcze. Uciekło ci dwoje dorosłych i jeden niedoświadczony mag. Tobie Einarowi, najlepszemu tropicielowi Gwardii Królewskiej?
 - Jestem gotowy przyjąć karę
 - Karę?- zaśmiała się szyderczo – Myślę Einarze, że największą karą będzie dla ciebie zniesławienie, wszyscy plotkują, a już na pewno każdy w twoich szeregach będzie wiedział, że uciekło ci trzech magów – odwróciła się od niego i zasiadła na tronie, to był znak, że mężczyzna ma natychmiast odejść. Ciekawe czy sama byłaby zdolna do walki z tymi swoimi szponami – przemknęło mu przez myśl, ale natychmiast się skarcił. Królowa była potężna, najsilniejsza z rodu Ognia, to w końcu do czegoś zobowiązywało.

Przeszedł przez wrota, które natychmiast się za nim zamknęły i ruszył w półmrok zimnego korytarza

                           _________________________________________
 Tak, tak od razu się przyznam rozdział jest byle jaki. Przepraszam, wiem, że mogłam go bardziej rozbudować i miałam wręcz na to pomysł, ale w tej chwili nie powinno być mnie na komputerze ^^ Jeśli mama się zorientuje będzie jatka O-O Z rozdziału jestem średnio zadowolona, ale podoba mi się część z królową, zaczynam was powoli wprowadzać w ten świat, bo już niedobrze robiło mi się od tych przeżyć i uczuć Anyi, tak cały czas stałam w miejscu, a teraz czuję, że ruszyłam :)
Przepraszam również za zwłokę jednodniową :)
Następny rozdział pojawi się za tydzień w sobotę lub niedziele.
Dziękuje wszystkim komentującym, okropnie motywujące. Szczególnie LD, za pozytywne wytykanie mi błędów. :p
Do następnego :*
xoxo

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział III „Jeżeli obudzisz się w nieznanym świecie, rozpostrzyj swe skrzydła i w górę się wznieś"

Ciepło, lodowato, niewyobrażalny gorąc, zimno. Ból we wszystkich mięśniach ciała, nudności. Coś twardego. Słońce.
Jasnowłosy mężczyzna przypatrywał się półprzytomnej dziewczynie. Ubrana była w szare legginsy i zwykłą czarną bluzę. Niecałe pięć metrów od niej wylądował łuk, a w dłoniach na których widniały krwawiące szramy ściskała białą ramkę ze zdjęciem.
Mężczyzna prychnął pod nosem, kompletnie jej nie przygotowali.
Czekał dziesięć minut aż dojdzie do siebie w końcu otworzyła oczy i mozolnym ruchem odgarnęła włosy z twarzy. Mężczyzna przyglądnął się jej uważnie, nie było mowy o pomyłce – Agrian, z wyjątkiem cery, oczu i włosów wyglądała prawie jak on. Ciekawe czy jest tak samo silna.. To, że przetrwała teleportacje i nie zniknęła w pustej przestrzeni lub nie rozszarpało jej na kilka mniejszych części o niczym nie świadczyło, miała to częściowo w genach, poza tym Christian był zdolnym czarownikiem i wiedział jak zaprojektować bezpieczną teleportacje. W sumie mężczyzna powinien jej się teraz pokłonić lub oddać szacunek należący się księżniczce, jednakże jego te zasady dawno już nie obowiązywały, a dziewczyna kompletnie nie zdawała sobie sprawy jakie znaczenie będzie miała dla całego ludu Agralu. Uśmiechnął się pod nosem, będzie ciekawie.
Zamrugała kilka razy. Mdłości i zawroty głowy powoli ustępowały. Z wielkim ociągnięciem spowodowanym bólem całego ciała podniosła się do pozycji siedzącej. To co uznała przed chwilą za słońce było dające światło i ciepło ognisko. Po drugiej stronie siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jasnobrązowe włosy okalały zmęczoną, naznaczoną przeżyciami twarz z kilkudniowym zarostem. Mężczyzna nie wyglądał jednak staro, miał góra czterdzieści lat. Ubrania które zdobiły jego sylwetkę były całe ze skóry, ciemnobrązowe skórzane spodnie i czarna peleryna, podobna do tej jaką dziewczyna widziała u tropicieli jednak o wiele bardziej zniszczona i bez żadnych zdobień. Wyjątek stanowiła cienka bawełniana koszula.
Anya syknęła z bólu coś mocno zapiekło ją na plecach, jakby ktoś ciął tępym zardzewiałym narzędziem jej skórę. To przywróciło ją do przytomności i zaczęła sobie przypominać minione zdarzenia. Popatrzyła z przestrachem na nieznajomego, nie zaatakował jej jeszcze to chyba dobry znak
 - Witaj. Jestem Gerland twój ojciec chrzestny
 - Ojciec chrzestny? – zdziwiła się, dopiero co się pojawiła a ten wyskakuje z taką informacją, na dzisiaj to już na prawdę było zbyt wiele – No cóż dobrze wiedzieć
 - Nie powiedzieli ci?
 - Nie mieli czasu, przekazali tylko to co najważniejsze, reszty mam się dowiedzieć od ciebie, zaatakowali nas
 - Wiem
 - Skąd?
 - Widziałem. Jestem lita – oświadczył jakby była to zwyczajna monotonna rzecz, typu jestem człowiekiem. Tymczasem ciemnowłosa nie wiedziała nawet co to znaczy
 - Kim?
 - Osobą, która potrafi widzieć przyszłość i teraźniejszość. Taką wybrałem ścieżkę maga. Widziałem, co się działo od momentu, kiedy ich spotkałaś. Dlatego za bardzo nie masz pojęcia o tym świecie. Znasz tylko powód dla którego się tu dostałaś. A ja mam być kimś w rodzaju twojego nauczyciela.
Rzeczywiście, miał rację jeszcze dzisiaj rano myślała, że jest zwykłym człowiekiem, a tymczasem okazało się, że jest magiem. Magiem? Nie miała bladego pojęcia o magii, dotychczas była przekonana, że cały ten fikcyjny świat istnieje tylko w baśniach.
 - Skoro potrafisz widzieć wszystko, to powiedz co z Eve i Chrisem. Proszę
 - Nie wyjawię ci szczegółów jednak nie masz się o co martwić, mają się dobrze
Dziewczyna odetchnęła z ulga, chociaż tyle, cały czas zadręczała się poczuciem winy że to przez nią mieli kłopoty.
   - Mogę cię o coś spytać? – nie uzyskała odpowiedzi, więc kontynuowała – Jak możesz być moim ojcem chrzestnym skoro ja urodziłam się 18 lat temu a z tego, co wiem ukrywasz się już od dwudziestu siedmiu lat, jak mogłeś mnie znać lub w ogóle dowiedzieć się o moich narodzinach?
Mężczyzna prychnął pod nosem
 - Myślisz, że Lucy rodziła cię ot tak na terenie zamku w pobliżu Fire i Reinara? Nie sądzę. Urodziłaś się tutaj –wskazał na drewniany domek, w którym paliło się światło. Dziewczyna poczuła dziwne ukłucie w sercu. Nie wiedziała nic o swoich narodzinach, mamie którą kochała mimo, iż nie zdążyła jej poznać jednak wiedziała, że była wspaniałą kobietą, oddała za nią życie.
Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało. No tak na dworze było poniżej zera, z nocnego nieba spadały płatki śniegu, a ona nie miała na sobie żadnego cieplejszego okrycia.
Gerland uśmiechnął się pod nosem, czekał jeszcze kilka minut aż dziewczyna przyzna, że jest jej zimno jednak ta tylko wpatrywała się tęsknie w drewnianą budowle i zaciskała posiniałe z zimna wargi. Ugasił czarem ognisko po czym zaprosił ją do środka.
Anya rozglądała się uważnie dookoła po drewnianej chatce. W środku było przytulnie, za przytulnie biorąc pod uwagę to, że domek zamieszkiwał mężczyzna. Była raz z Mają i Adamem na bacówce w górach, domek trochę ją przypominał z wyjątkiem tego, że był większy. W kominku palił się ogień, a na drewnianych półkach były poustawiane ciężkie mosiężne książki naznaczone upływem czasu. Chciała podejść i wziąć jedną, ale z drugiej strony zna się z Gerlandem dopiero od niecałej godziny, nie będzie taka wścibska. Udała się do kuchni, gdzie był wujek. Podgrzewał coś w glinianych zdobionych najróżniejszymi wzorami kubkach. Nie było żadnej kuchenki, piekarnika czy choćby czajnika. Przykładał rękę do kubka i szeptał coś pod nosem. Gdy skończył podał Anyi naczynie.
 - Co to? – spytała zdziwiona. Substancja wyglądała jak miód, z tym, że miała bardziej złocistą barwę i była mniej gęsta. Dokładnie tak Anyia wyobrażała sobie boski nektar
 - Spróbuj to się przekonasz – odpowiedział blondyn
Dziewczyna ostrożnie upiła mały łyk.
 - Przypomina mi trochę miód, ale jest o niebo lepsze – uśmiechnęła się od ucha do ucha – To jest najpyszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek piłam.
 - W istocie, jest to miód, ale pochodzący z Agralu, z drzew nazywanych miodownikami ich kwiaty lub kora gromadzą to w czystej postaci wystarczy wycisnąć. Spożywanie tego jest tutaj na porządku dziennym – lekko się uśmiechnął. Nie sądził, że taka mała rzecz może sprawić jej radość. Nie chciał tego przyznać, ale cieszył się. Lubił samotność, jednak każdy człowiek potrzebuje czasem kontaktu z innymi ludźmi. Od czterech lat był zupełnie sam, a teraz pojawiła się Anyia i choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał poczuł się nieco lepiej.


Patrząc na zdjęcie rodziców Anyia zastanawiała się nad wszystkim co dzisiaj przeżyła. Nad tym czego dowiedziała się o rodzicach, nad tym co powiedział jej Gerland. Jej rodzice poświęcili się dla niej, jej mama była przecież tylko zwykłym człowiekiem, a dla jej dobra mieszkała przez pewien czas w Arysji, urodziła ją tutaj. Skoro tak nie zmarnuje tego. Była kompletnie zagubiona, jednak paliła się w niej malutka iskierka radości. Żałowała tylko, że nie zdążyła się w żaden sposób skontaktować z przyjaciółmi. Na prawdę była z nimi związana, chciałaby opowiedzieć wszystko Maji i Adamowi. Co oni teraz robili? Czy już się dowiedzieli o jej zniknięciu? Jak to wszystko wytłumaczy Eve? Była pewna, że przyjaciółka nie da sobie wcisnąć byle jakich kitów. Odkładając zdjęcie zdmuchnęła świeczkę, która była jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Zapanowała ciemność. Dziewczyna zamknęła oczy próbując zasnąć  mimo, że wiedziała, iż dzisiejszej nocy nie zmruży oczu. Trudno będzie jej się odciąć od dawnego życia. Była sama w tym nowym świecie, a za oknem padał  bezlitosny śnieg.
                          ________________________________________________________

Oj. No jedyne co mam do powiedzenia to wielkie przepraszam. Nie dość, że spóźniłam się z rozdziałem to jeszcze jest on do bani, po prostu. Marne usprawiedliwienie to takie, że jestem okropnie chora i mam w ch*j nauki, bo inaczej nie da się powiedzieć, codziennie sprawdziany i kartkówki. Myślę, że chociaż trochę zrozumiecie <3 Ale nic rozdział jest, pomysł mam na następny, a później nie mam pomarańczowego pojęcia co się wydarzy. NIC nie jest zaplanowane, pozostaje tylko zaufać własnej wyobraźni^^
A teraz jeszcze skoki narciarskie :* <3 i moja wena kieruje się na romansidła ze skoczkami a nie to opowiadanie, jednak się postaram :p
Także ten rozdział może pozostać gdzieś w niepamięci O-O
Do następnego

xoxo :*

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział II cz2


   W pomieszczeniu panował ponury nastrój, Anya chciała zażartować żeby nie byli aż tak poważni przecież chyba nikt nie umarł. Nie znała swoich krewnych ani bliskich Eve mówiła, że dziadkowie zmarli przed jej narodzinami, a z resztą rodziny mieszkającej za granicą nie utrzymywali bliskich kontaktów. Prawdę mówiąc nigdy ich nie widziała, jedyne zdjęcia jakie posiadała to rodziców i babci. Skoro rodzina odpadała to co mogło być aż tak ważne ? Była pewna, że po tym co dzisiaj zobaczyła już nic ją nie zaskoczy, nie zdawała sobie jednak sprawy jak bardzo się myli. Jej życie już za chwilę miało się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.
 - Muszę wam coś powiedzieć, uznacie mnie za wariatkę, ale trudno - zaczęła hebanowo włosa - Dziś rano gdy strąciłam szklankę, woda która w niej była zawisła w powietrzu, wiem, że to niedorzeczne ale tak było, a przed chwilą na własne oczy widziałam jak jacyś dziwnie ubrani faceci rozmawiają w staro nordyjskim, po czym jeden z nich nagle zmaterializował się na jakimś okręgu. Oni kogoś szukali
   Popatrzyła w napięciu na twarze opiekunów, spodziewała się zaskoczenia, śmiechu i niedowierzania, podczas gdy oni patrzyli się na nią smutno
 - An,n wierzymy ci, musisz o czymś wiedzieć, opowiem ci historię, proszę wysłuchaj jej nawet jeśli będzie wydawała się zbyt abstrakcyjna. Usiądź, nie mamy zbyt wiele czasu - Chris wskazał ręką czerwoną kanapę znajdującą się w salonie. Dziewczyna skinęła głową i usiadła, nie była w stanie wypowiedzieć słowa, kompletnie nie wiedziała co się dzieje
Mężczyzna zaczął opowiadać :
 - Przed laty na ziemiach Arysji wybuchła wojna. Zrodziła się ona poprzez konflikt dwóch różnych królestw : Agralu (królestwa magów) i Salii (królestwa elfów). Podrzędne państewka i rasy wróżki, Krasnoludy, Mroczne Elfy i inne mniejszości podzieliły się i stanęły po obu zwaśnionych stronach. Wojna trwała doprowadzając powoli do zabicia i wyginięcia wszystkich, a tym samym do zniszczenia świata-Arysji. Po trzystu latach nieustannych walk władcy obu królestw widząc do czego doprowadzili podpisali traktat na mocy którego magowie nie mogli mieszać się ani ingerować w sprawy elfów i wzajemnie. Na przestrzeni lat pojawiło się kilku ochotników, którzy wkroczyli bez uprzedniego powiadomienia i pozwolenia elfów na tereny Salii, skazując tym samym siebie na śmierć. Stosunki między królestwami były chłodne, ale panował swego rodzaju pokój, jednakże osiemnaście lat temu pojawiła się para-Agrian i Lucy, twoi rodzice...
 -  Co? Jak to moi rodzice? O czym wy w ogóle mówicie, przecież oni zginęli w wypadku samochodowym, zaraz po tym jak się urodziłam - dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, żarty sobie robią, na pewno.
 - Widzisz An, to wszystko zostało zmyślone, rzeczywiście twoi rodzice zginęli zaraz po twoich narodzinach, ale nie w wypadku, wiem, że jesteś zła ale proszę wysłuchaj do końca. Musieliśmy skłamać żeby cię chronić
 - Przed czym niby? Duchem Świętym? Czy może jakąś wróżką z bagien. Noo, oczywiście.. i świat krasnoludów, elfów, magów mhm, w to też mam uwierzyć, że niby przez tyle lat żyłam  jako zwykły człowiek a nagle dowiaduje się takich rzeczy, no proszę was... - przez jej głos przemawiała drwina, nie wiedziała w co wierzyć, a w co nie
 - Dlatego pozwól mi dokończyć - stonował Christian, ciemnowłosa jednak się nie odezwała, więc kontynuował - Twój ojciec został wysłany do tego świata w celu poznania go oraz pokazania na ile jest wytrwały i potrafi wpasować się w otoczenie. Tak nakazał Reinar, były król, mój i Agriana ojciec - blondyn popadł w lekką zadumę
 - Mój dziadek - podsumowała Anyia, trudno jej było  to przełknąć, jednak gdy wypierała to co mówił do niej wujek, do jej umysłu co chwila wracały dzisiejsze zdarzenia.
 - Tak
 - Czyli chcecie powiedzieć, że..
 - Tak, jesteś z rodziny królewskiej, twój ojciec był prawowitym następcom tronu, w przypadku śmierci dziedziczy go jego potomek
 - Nie brat ?
 - Nie, ja dziedziczę tron dopiero wtedy, kiedy Agrian nie miałby potomka. An, przykro mi ale nie mamy czasu, muszę dokończyć, tak więc twój ojciec spóźniał się z powrotem kilka miesięcy. Nie ukrywajmy, wszystkich w pałacu to dziwiło, jego pobyt tutaj miał być dla niego karą, miał przecież zakaz używania magii, a musisz wiedzieć, że on jej nadużywał. Wielokrotnie łamał prawo, eksperymentował na samym sobie, innymi słowy nic go nie obchodziło, robił co chciał i zawsze stawiał na swoim. Jednak był oddanym przyjacielem i bratem, gdy chodziło o mnie, Eve i niewielką ilość osób które darzył zaufaniem zawsze stanął w naszej obronie. Wysłali po niego strażników pierwszego poziomu, później dowiesz się więcej na temat rang itp. Jednak gdy to nie pomogło wysłali nas, w nadziei, że przemówimy mu do rozumu, tak Evan spotkała Lucy i wszystko się wyjaśniło - para uśmiechnęła się wesoło na to wspomnienie - Twój ojciec nie chciał wracać, a z drugiej strony wahał się czy nie odejść dla dobra Lucy, nie mógł jej przecież powiedzieć  o naszym świecie, to jedna z najważniejszych zasad Arysji. Wtedy to twoja mama zaszła w ciążę i Agrian o wszystkim jej opowiedział.  Może wszystko by się jakoś ułożyło gdyby nie Fire, nasza ciotka, kuzynka króla z drugiej gałęzi rodu. Zawsze chciała przejąć władzę i jej się to udało. Gdy przyszłaś na świat znajdowałaś się w Arysji, parszywa baba jakimś cudem dowiedziała się o wszystkim, wypaplała królowi, a ten w amoku wysłał ją za nami w pościg, co ułatwiło jej zadanie.  Zabiła twojego ojca gdy próbował zasłonić cię razem z matką, a Lucy otruła czarem. My uciekliśmy z tobą.
Fire zyskała sobie tron, a po nas była najbliższą Reinarowi osobą. Salia dowiedziała się o zdradzie Agriana i od tamtej pory Salijczycy oraz podwładni Fire mieli zabić wszystkie osoby związane z twoim tatą. Zostaliśmy przeklęci, Lucy była jednym z niewielu śmiertelników, którzy zobaczyli Arysje, Agrian popełnił jedną z największych zbrodni naszego świata. Nałożyliśmy z Eve specjalną barierę, która nie pozwala wykryć naszej magii, nie było po nas śladu, myśleli, że nie żyjesz. Dzisiaj są twoje urodziny, stan dojrzałości magów, osiąga się go zwykle w wieku 19-21 lat jednak w przypadku osób z rodziny królewskiej lub szczególnie uzdolnionych następuje to szybciej. Sęk w tym, że dzisiaj masz ogromne stężenie mocy w swoim ciele, wypływa wręcz z ciebie, dlatego musieli natrafić na nasz ślad.
 - Czyli ci mężczyźnie mówiąc : dziewczyna jest tutaj, mieli na myśli mnie ? – Anya poczuła, że jej serce przyspiesza tępa, co ona zrobi? Przecież nie potrafi używać magii, a zręczność w tym przypadku mało znaczyła. Prawdopodobnie zablokowali by ją jakimś czarem i tym podobne. Poza tym to przez nią Eve i Christian są teraz w niebezpieczeństwie
 - Będziesz musiała uciekać do  Arysji, spotkasz tam Gerlanda, twojego wujka. Wszyscy myślą, że nie żyje od dwudziestu siedmiu lat. Ukrywa się tak długo, więc na pewno będziesz u niego bezpieczna. Będzie cię uczyć panowania nad magią i zaklęć. Jesteś magiem Anya, masz ogromną moc, nie byłaś w tym celu kształcona  jedyne czego cię nauczyliśmy to język, jednak myślę, że podołasz.
W głowie ciemnowłosej aż szumiało od natłoku informacji, myśli i zdarzeń. Nie była pewna czy chce się kształcić na maga, co nie zmienia faktu, że ścigała ją królowa, kobieta, która zabiła jej matkę i ojca. Dziewczyna nie chciała zemsty, niech sobie panuje nad tym tronem, nie zależało jej na tym po prostu chciała poznać kobietę, która zniszczyła życie jej bliskich. Postanowiła walczyć, uczyć się w obronie bliskich, żeby nigdy nie zaistniała taka sytuacja jak dzisiaj, była bezużyteczna podczas gdy jej opiekunom groziło niebezpieczeństwo. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu, ale mocno zacisnęła szczęki, nie będzie płakać, na to  przyjdzie czas później, trzeba być twardym
- Ja tylko… Czemu mi wcześniej nie powiedzieliście? Rozumiem, chcieliście mnie chronić, ale moja wiedza nie zmieniłaby dużo. Przecież mam prawo wiedzieć kim jestem, a przede wszystkim kim byli moi rodzice i jak zginęli
 - Obawialiśmy się, ze będziesz chciała zemsty na królowej, poza tym było to bardzo ryzykowne. Żyjemy w innym otoczeniu i jako dziecko mogłabyś popisywać się magią przed rówieśnikami, zadawałabyś pytania. No i każde użycie przez ciebie magii mogłoby sprawić, że nas wytropią. Przyznaj sama będąc dzieckiem na pewno byś nie rozumiała i nie słuchała się nas, trzy lata temu miałaś okres buntu – Eve mimowolnie westchnęła – wtedy to za pomocą magii mogłabyś robić różne rzeczy, ktoś by cię przyuważył i zamknął w laboratorium, wiesz jacy są ludzie. Wszystko co nieznane jest złe i się tego boją. Po prostu chcieliśmy abyś miała normalne dzieciństwo
Złość dziewczyny trochę zmalała, mieli rację chcieli jej dobra, nie ma co rozpamiętywać stało się tak a nie inaczej, nie będzie miała im tego za złe.
Położony na stole wazon z kwiatami zaczął lekko drgać. Trzęsienie ziemi? Nie, Anya była niemal pewna, że to nie ma nic wspólnego z falami sejsmicznymi.
- Cholera, wysłali tropicieli, An, biegnij na górę wziąć łuk i najpotrzebniejsze rzeczy. Wysyłamy cię do Arysji
Zrobiła to co kazali. Jednak po co ucieka? Wiedziała, że nie ma szans ale nie chciała zostawiać ich samych, wychowali ją, byli jej rodziną. Wbiegłszy n górę wzięła łuk i zdjęcie rodziców. To wystarczyło. Domem wstrząsało coraz bardziej, gdy zbiegła na dół zobaczyła brązowy okrąg na ziemi, przed godziną widziała podobny
 - A co z wami? Nie znam się na tym, ale jesteście dobrymi magami? Poradzicie sobie? Proszę, chce wam jakoś pomóc, jakkolwiek, to moja wina.
 - No chyba żartujesz – prychnął Christian – Dobrymi? W końcu jestem potomkiem króla, a Eve jedna z lepszych. My jesteśmy ŚWIETNI, pokonamy ich bez mrugnięcia okiem – cały Christian nawet w takiej sytuacji potrafił zachować optymizm. Anyi zrobiło się trochę lżej na sercu
 - Porodzimy sobie – uśmiechnęła się Eve – Nie masz się o co martwić
 - Ale…
 - Gerland na ciebie czeka. Zostając tutaj będziemy mieli cię na głowie, a uciekając pomożesz, oni przyszli tu właśnie po ciebie
Kilka łez rozpoczęło krótką wędrówkę po policzkach dziewczyny. Czy zobaczy ich jeszcze?
 - Kochamy cię, uważaj na siebie i… wszystkiego najlepszego – rudowłosa z całej siły przytuliła podopieczna.
Christian lekko popchnął Anyie do kręgu. Ostatnie co dziewczyna zdążyła zobaczyć to trzech znajomych jej mężczyzn wbiegających do domu, później była tylko jasność.
             _________________________________________________________________
Ekhm. Tak.. Mój najdłuższy rozdział ever :) Miałam dodać w sobotę więc dodałam i tak będą pojawiały sie co piątek lub sobotę. O zmianach terminu poinformuję. Mam nadzieję, że się spodoba i cieszę się, że ktoś to czyta. <3<3
I tak jak zawsze wyraź opinię. Wiem, że nie raz nie ma się weny na komentarz dlatego pod rozdziałem są malutkie okienka, gdzie można zaznaczyć czy się rozdział podobał czy nie xD Jedno kliknięcie to nie dużo ;)
Lece czytać twórczość innych ^^
xoxo :*                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          


wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział II cz1 "A wszystko to stało się między wschodem i zachodem tego samego słońca "

Promienie wschodzącego słońca delikatnie padały na twarz ciemnowłosej dziewczyny. Wyglądała jak istota magiczna, tajemnicza, nie z tego świata a zarazem ludzka. Powoli otworzyła oczy ukazując światu czekoladowe tęczówki. Znów to czuła, uczucie niepokoju, które prześladowało ją od kilku dni, jeszcze bardziej się nasiliło. Pokręciła głową w celu odpędzenia złych myśli, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przecież ma dziś urodziny, powód do radości wielu ludzi, a w szczególności dzieci i nastolatków, zdecydowanie nie może się smucić. Co nie zmienia faktu, że czuła się dziwnie, hormony w jej ciele buzowały, energia i dziwne nieokreślone uczucie rozpierało ją od środka. Wstała by ujrzeć własne odbicie w zwierciadle. Wyglądała tak jak zawsze, jedynie oczy dziwnie błyszczały i były bardziej czekoladowe, wyraziste niż zwykle. Ponadto była "lekka" przynajmniej takie miała odczucie, jakby nieco osłabła grawitacja Ziemska. Czuła się silna,cała w środku wręcz buzowała, musiała dać upust sile z tym, że nie wiedziała jak. Jedyny pomysł jaki zaświtał jej w głowie to pójść popływać, lub postrzelać z łuku, lecz i to odpadało, Eve z Christianem niedługo będą wstawać, a ona musi udawać, że śpi aby jak co roku przynieśli prezent myśląc, że robią jej niespodziankę. Miło z ich strony, gdyby tylko wiedzieli, że ona i tak nie śpi. Po porannej toalecie, wciągnęła na nogi szare legginsy i po cichu zeszła do kuchni. Wymijając stół i blat kuchenny nalała wody do szklanki i przez nie uwagę strąciła ją łokciem. Odruchowo wyciągnęła rękę, ale było już za późno, szklanka  rozbiła się robiąc przy tym hałas, jednak nie to było teraz najważniejsze. Anya stała z szeroko otwartymi oczyma i wpatrywała się w wodę, która zamiast znajdować się na podłodze "wisiała" w powietrzu, trwało to dosłownie kilka sekund, po czym ciecz z chlustem spadła na podłogę. To z całą pewnością nie było normalne.

W innym pomieszczeniu spało dwoje ludzi : drobna rudowłosa kobieta i jasnowłosy mężczyzna. Z objęć Morfeusza wyrwał ich dźwięk tłuczonego szkła
 - Poczułeś ? - Spytała rudowłosa. Mężczyzna kiwnął głową po czym wraz z żoną udał się do kuchni, gdzie zastali dziewczynę zbierającą odłamki szkła
 - An, co się stało?
 - Nic. Szklanka mi spadła i narobiłam hałasu, przepraszam, że was obudziłam - głos dziewczyny drżał z podenerwowania. W końcu nie co dzień widzi się takie rzeczy jak lewitująca woda.
 - I nic poza tym? Jesteś podenerwowana - Chris dobrze wiedział, że stało się coś związanego z magią dziewczyny i ona na pewno to widziała
 - Jak to nic poza tym? - Ciemnowłosa dopiero teraz podniosła wzrok na wujostwo.
 - Tak tylko pytam - blondyn wzruszył ramionami w geście obojętności jednocześnie lustrując dziewczynę wzrokiem
 - O co wam chodzi ? - zirytowała się - Od jakiegoś czasu zachowujecie się co najmniej dziwnie, obserwujecie mnie, wypytujecie o różne rzeczy, gdyby nie szkoła i treningi nie wychodziłabym z domu. Wiem, że coś się dzieje tylko nie rozumiem czemu to przede mną ukrywacie
 - My nic..- zaczęła Eve
 - Aha. Wiedzcie tylko, że nie jestem już małym dzieckiem i cokolwiek by to nie było pomogę wam. Szkoda tylko, że wy jak widać tak nie uważacie - Chwyciwszy czarną kurtkę wiszącą w przedpokoju wyszła
 - An, poczekaj ! - krzyknęła za nią Eve
 - Zostaw ją, wiesz jaka jest, zdenerwowała się. Daj jej ochłonąć - uśmiechnął się Christian, zawsze tak robił, nawet gdy było źle, nigdy nie dał po sobie tego poznać
                                                                              ***
Jesienią niektóre zakątki miasta Greenwich Village były piękne. Anya szła rozglądając się dookoła. Z zachwytem patrzyła na spadające z drzew kolorowe liście. Mimo, iż była zła to działało na nią uspokajająco. Wsłuchując się w piosenkę  Air myślała o rodzicach. A właściwie o tym gdzie by teraz mieszkała, jakie wiodłaby życie. Nie chodziło o to, że z wujostwem żyło jej się źle, wręcz przeciwnie- uwielbiała ich. Odkąd pamięta wiedziała o tym, iż nie są jej prawdziwymi rodzicami, nie ukrywali tego i z chęcią o nich opowiadali. Dzięki temu Anya mniej więcej wiedziała jacy rodzice byli z charakteru. Niestety to wciąż za mało, zginęli w wypadku samochodowym i nic nie przywróci ich do życia. Czasem chciała po prostu z nimi porozmawiać, poznać ich. Z zamyślenia wyrwało ją dziwne uczucie, była pewna, że już kiedyś czuła coś podobnego. W ostatniej chwili schowała się za budynek na widok dziwnie wyglądających mężczyzn. Nie bała się, widziała różnych ludzi, ale coś mówiło jej, że lepiej będzie im się nie pokazywać. Mieli na sobie ciężkie, lśniące w słońcu czarne szaty, ich głowy przykrywały kaptury na brzegach zdobione dziwnymi złotymi znakami. Rozmawiali ze sobą w staronordyjskim języku. Dziewczyna znała ten język, uczyła się go od przedszkola, po co jej był ? Nie miała pojęcia, a gdy będąc młodsza pytała o to Eve lub Chrisa ci ją zbywali albo twierdzili, że w rodzinie jej taty przekazuje się go od pokoleń. Z czasem język jej się spodobał i uczyła się go z własnej woli, pomijając fakt, że jest wymarły.
Nagle na ziemi obok mężczyzn pojawił się ciemnozłoty okręg, w środku którego było pełno nieznanych wzorów i znaków. Trwało to chwilę, po czym w tym samym miejscu zmaterializował się trzeci, tak samo jak pozostali dwaj wyglądający mężczyzna.
 - Dziewczyna musi być w tym mieście, wyciszcie magię - nakazał niskim tonem głosu
Dziwne uczucie, którego przed chwilą doświadczyła Anya, teraz niemalże znikło. Najciszej jak potrafiła wycofała się na bezpieczną odległość, po czym biegiem ruszyła do domu. Wyciszcie magie, słowa mężczyzny kołatały w myślach ciemnowłosej. Czyżby to co widziała przed chwilą było prawdziwe? Magia!? to niedorzeczne, ona istnieje tylko w książkach i filmach fantasy.Jedno jest pewne, ci ludzie nie przybyli tu w dobrych intencjach, a w dodatku kogoś szukają. Wchodząc do domu z pośpiechem zamknęła drzwi.
 - An, jesteś - odetchnęła Eve
 - Musimy z tobą porozmawiać - Chris był nadzwyczaj poważny, za poważny.

                     ____________________________________________________________
* Cytat z tytułu Paulo Coelho
Znowu mam prośbę jeśli ktokolwiek to czyta dajcie jakoś znać o sobie, bo czuje jakbym publikowała do ściany. No ale nic idę pisać dalej :)
xoxo :*

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział I "Wśród ludzi jest się także samotnym"*

Na przedmieściach miasta Ggreenwich Village, w półmroku przygasającej lampy wolnym krokiem przemieszczała się postać.Długie hebanowe włosy falami opadały na ramiona i okalały twarz dziewczyny.Ubrana była w skórzaną kurtkę, podkoszulek i potargane jeansy,nogi zdobiły ciężkie buty, potocznie nazywane glanami. Pełne malinowe usta wykrzywiły się w uśmiechu na wspomnienie gdy ów but wylądował na dłoni Jacoba, nieznośnego zarozumiałego podrywacza z równoległego rocznika.Dziewczyna nie była szczególnie lubiana w szkole, co nie zmienia faktu,że chłopcy się nią interesowali i niczego jej nie brakowało, a chłopak od miesięcy ją nagabywał. Skoro słowa nie trafiały trzeba było użyć niekonwencjonalnych metod, tym sposobem popularność dziewczyny spadła jeszcze niżej, o ile to w ogóle możliwe. Siedemnastolatka prychnęła pod nosem, zwyczajnie nie przejmowała się takimi rzeczami. Anya-bo takie imię nosiła ów dziewczyna, stanęła przed niewielkim, jednorodzinnym domkiem. Zwinnie przeskoczyła przez żywopłot i weszła do środka, we wnętrzu unosił się zapach lukrowanych pierników. Miały bowiem z ciocią taki zwyczaj iż w każdy piątek piekły pierniki, tym razem była kolej Eve. Anya cicho odwiesiła kurtkę, wyłączyła odtwarzacz mp3 i zakradła się do kuchni by obwieścić swoje przyjście.Już chciała się odezwać gdy zobaczyła kobietę siedzącą przy stole, wyglądała na zamyśloną. Jej proste sięgające ramion rude włosy były teraz lekko poszarpane, jakby dopiero co wstała.
 - Ciociu - powiedziała dziewczyna - Wróciłam
Kobieta, wyrwana jakby z transu podniosła głowę ukazując swoje ciemnozielone tęczówki i rzekła
 - Ach. Anya, jak trening ? Spodziewałam się, że wrócisz z Mają albo Adamem, przeważnie cię podprowadzają, obiecałaś mi ostatnio, że nie będziesz o tej porze wracać sama
 - Oj Eve, jutro kończę osiemnaście lat, jestem prawie dorosła i dobrze wiesz, że umiem się bronić. Nie wiń Adama, miał randkę - ciemnowłosa śmiesznie uniosła brwi - Maja nie mogła bo pracuje dziś w klubie
 - Nie winie. Nie żartuj sobie z tą obroną, bo na zewnątrz czyhają różne niebezpieczeństwa, po prostu obiecaj mi, że następnym razem zadzwonisz i przyjadę po ciebie
 - Obiecuję - westchnęła. Tak naprawdę nie miała zamiaru dzwonić, nie ma pięciu lat sama wróci do domu, poza tym nie będzie fatygować ciotki.
 - Zmieniając temat, rozmyślałam nad twoimi urodzinami, nie chciałabyś zrobić jakiejś imprezy?Chciałbym po prostu abyś ten czas spędziła w domu, dlatego pozwalam, w końcu osiemnastkę ma się raz w życiu - w głosie rudowłosej słychać było obawę
Anya się zdziwiła, od kilku dni Eve zachowywała się jakoś inaczej, bacznie ją obserwowała, pilnowała na każdym kroku, ograniczyła do minimum przebywanie dziewczyny poza domem, lub w miejscach gdzie jest mało ludzi, tak jakby się bała, że ją porwą. Ciemnowłosa zażartowała ostatnio na ten temat i o dziwo spotkała się z ogromną dezaprobatą ciotki.
 - Nie mam zbyt wielu znajomych, wiesz o tym, poza tym nie lubię imprez. Koło południa wpadnie Maja z Adamem i coś wymyślimy. Idę spać spać, dobranoc - posłała ciotce promienny uśmiech i udała się do swojego pokoju. Jego wnętrze było skromne. Dwie ściny koloru turkusowego i dwie jasno szarego. Pod oknem stało biurko, po prawej stronie łóżko, a po lewej szafa i regał z książkami. Wnętrze było obklejone plakatami ulubionych muzyków, aktorów i tym podobne. Dziewczyna wykąpała się i ziewając weszła pod ciepłą pościel nie mając pojęcia, że ostatni raz śpi w swoim pokoju. Czy była kiedykolwiek szczęśliwa? Była radosna, korzystała z życia i starała się nie myśleć za często o rodzicach. Było to trudne. Kochała Eve i Chrisa, przeżywała z nimi radosne chwile, ale nigdy nie była naprawdę szczęśliwa, czegoś jej brakowało, czegoś istotnego. Zresztą niewielu ludzi na świecie doznało prawdziwego, przepełniającego całą duszę szczęścia. Z każdym dniem coraz bardziej czuła, że tu nie pasuje. Westchnęła pomału zatapiając się w krainę snów.

W sąsiednim pokoju, w półmroku nocnej lampki, dwie bliskie Anyi osoby rozmawiały o niej.
 - Wszystko będzie dobrze, nie panikuj - szepnął jasnowłosy mężczyzna przytulając żonę
 - Christian, nic nie będzie dobrze,widzę to. Od kąd skończyła sześć lat upodabnia się coraz bardziej do Agriana,wyglądem, zachowaniem. To jej spojrzenie gdy strzela z łuku lub się skupia. Nie zauważyłeś? Ostatnio się pokłóciłyśmy i jakby nigdy nic w kranie pękł zawór. Nawet nie musiała wymawiać zaklęcia, prostego gestu, kiwnięcia palcem, nic,pomimo iż jest w świecie ludzi , nie w Arysji - zamartwiała sie rudowłosa. Tak bardzo chciała by Anya o niczym się nie dowiedziała, złożyła przecież obietnicę, że będzie ją chronić.
Christian, bardziej opanowany, wiedział, że jego bratanica coraz bardziej upodabnia się do ojca, czuł jej magię. Chciał jej dobra, ale czy nie będzie bardziej szczęśliwa będąc w Arysji, w świecie w którym się urodziła, który jest jej światem, jutro miało się wszystko okazać
 - No nie mów, żę jest podobna tylko do ojca, ma karnację , oczy i delikatność matki, gdy się uśmiecha nie przypomina ci Lucy? - Uśmiechnął się Christian czule całując swoją żonę

_________________________________________________________________________________
*Cytat Antoine de Saint-Exupery
Uff. Mam nadzieję, że sie podoba,pisałam na nowo, na podstawie notatek z przed dwóch lat :)
Nie mam Worda, trochę ciężko, bo wiadomo, bloger nie poprawia wszystkich błędów i nie zaznacza interpunkcji, a to moja zmora ;/ Ale pracuje nad tym :)
Mam nadzieję, że się spodoba. I jeżeli to przeczytasz i Ci się spodoba to zostaw jakiś ślad po sobie, jeśli Ci się nie spodoba, tym bardziej. Po to (nie tylko)  się udzielam w internetach, aby poznać opinię i krytykę innych ;) Także śmiało. 
xoxo ;*